Bardzo chore ryby
: 21 sty 2020, 12:23
Dzień dobry,
Przepraszam za długi post ale chodzi mi o przedstawienie dokładne skąd pochodzi mój kretynizm nabyty.
Nigdy nie lubiłam akwariów. Mąż za to jak najbardziej. Przełamałam się, założył akwa morskie. Było z nim trochę problemów jednak po czasie wszystko się ustabilizowało. Zbiornik posiadał około 2 lata, musiał zlikwidować gdyż wyjeżdżaliśmy za granicę. Nie powiem, żal mi bardzo było. Mnie - przeciwniczce. Minęło kilka lat i jakoś z 4 miesiące temu mąż znowu "podszedł" do zakładania akwa. Tym razem padło na zbiornik holenderski. Jakoś sobie mąż wyedukował, że to będzie tańsze, łatwiejsze, mniej wymagające etc. (taaa......) No dobra, zgodziłam się choć w ogóle nie chciałam. A już zwłaszcza jak pomyślałam o rybkach typu galaxy, neonki, glonojady. No bleee! Staneło więc na tym, że mąż sobie sadzi w akwa jakieś trawki i pierdoły a ja wybieram sobie rybki! Po tych morskich, które posiadałam ciężko było zdecydować się na coś równie pięknego a słodkowodnego. Ale(!) wypatrzyłam! Są! Otóż one - paletki! Mąz oponował, ostrzegał, mówił, że nie dam rady, że zbiornik nie dostosowany ale wiadomo - uparła się baba i koniec :/ Oczywiście coś tam poczytałam o tych dyskowcach ale uznałam - taaa....delikatne, wyamagające - no bez jaj, to tylko ryby. Dwa miesiące po założeniu akwarium pojechałam po paletki. Do hodowcy w Chorzowie. Nabyłam cztery okazy. Początki - rybki płochliwe, chowały się. Po miesiącu trzy pływały swobodnie, czwarta red rose ciągle odizolowana, przestraszona. Nie byłam w stanie ocenić jaką robi kupę i czy w ogóle robi bo nie jadła. Tzn. chęci miała, pokarm pyszczkiem łapała ale za każdym razem go wypluwała. Tydzień siódmy i ósmy - ryba pływała dośc swobodnie, nadal nie jadła, była już mega wychudzona a płetwy z każdym dniem były co raz bardziej wystrzępione. Ogólnie plywająca śmierć, nie mozna było na to patrzeć. Wyczytałam o martwicy płetw, podałam FMC, nic to nie dało. Było mi tak cholernie przykro, że wydzwoniłam chyba wiekszość wetów w Katowicach. Nikt nie chciał przyjąć rybki ani przepisać metronidazolu. Rybę odlowiłam (bez sensu żeby się męczyła) ...i wpadłam w histerię bo nie spodziewałam się, że tak te paletki polubię I gdyby na tym historia się zamknęła byłoby spoko. Ale nie. Mąż niby się nade mną ulitował i powiedział, że rybę mi "odkupi" a nadto weźmie jeszcze jedną. Teść zakłada wielkie akwarium miał ode mnie wziąc 2 paletki. Pojechał luby do innej hodowli kupił melona i kobalta. Katowice, p. Andrzej, pan znany mi m.in z YT. I co zrobiłam ja? Tepa, głupia, przywalona krowa? Aklimatyzowałam cały dzień i wpuściłam nowe nabytki do starych koleżanek. Oj jak było fajnie....Dwa dni siedziałam z łbem pustym przyklejonym do akwa i się jarałam jak sie dziewczyny(?) polubiły. Co było potem to się Państwo domyslają. Około 4 dni temu kolejno;
- 2 stare palety zaczęły pływać przy dnie i pokładać się na boku...jakby zdechły! Do tego żagle całkowicie złozone.
- 1 stara paleta żywa, energiczna ale tylna płetwa zaczęła się strzępić
- 1 nowa paleta jw. tyle, że z mniejszym nasileniem
- 1 nowa - całkowicie zdrowa
Jeść, jadły ale całe były pokryte jakby mgłą. Nalotem. Jedna to jakby gnić zaczęła
Nie wiedziałam co robić, szybko nowe akwarium, ryby odłowiłam i :
Woda 33 stopnie, zasolona (wg. tego co wyczytałam na forach), akwa zaciemnione, mocno napowietrzone, podana tabletka (1 na 100l - tyle ma nowe wakwa) nadmanganianu. I wczoraj w końcu było lepiej. Rybki pływały, jadły, na dwóch mozna było jeszcze zobaczyć białe - mgliste duże naloty - na płetwach. Miałam dzisiaj znowu podac tabletkę. Radzę sobie jak umiem...
Ale(!!!) dzisiaj wstałam a u nas gorzej! Ryby raczej stoją w miejscu, maluuutko jedzą, na dwóch najsłybszych widzę, że nalot powrócił a wręcz jest większy. Wkładam ten pusty łeb niemal do akwarium i mimo, że siedzą schowane za pompką to widzę , że są wysypane białymi nawet nie kulkami....plamami? Oczywiście czytałam o oodinozie ale czy to to? Dlaczego jest gorzej?
Bardzo proszę Państwa o pomoc. Starsznie mi zależy żeby rybki uratować, bardzo żałuje swojego lekkomyslnego postępowania. Nie sądziłam, że tak mocno będzie mi zależeć na nich
W kwestii akwa w którym mieszkały an codzień - 180l, woda RO, co2, no3 w normie. Tak wiem, że odp "norma" Państwa denerwuje ale tym zajmuje się mąż i zawsze biegał za mną i się chwalił z jakimiś pojemniczkami i karteluszkami, że wszystko ma po prostu extra Zresztą przez dwa miesiące wszysto było okey....Zmieniło sie po zakupie dwóch nowych paletek. Z czego powtórzę jedna niemal zdrowa.
Załzcam zdj rybek po zakupie,, teraz nie jestem w stanie zrobić nowego :/
Za wszelkie wskazówki dziękuję!
Przepraszam za długi post ale chodzi mi o przedstawienie dokładne skąd pochodzi mój kretynizm nabyty.
Nigdy nie lubiłam akwariów. Mąż za to jak najbardziej. Przełamałam się, założył akwa morskie. Było z nim trochę problemów jednak po czasie wszystko się ustabilizowało. Zbiornik posiadał około 2 lata, musiał zlikwidować gdyż wyjeżdżaliśmy za granicę. Nie powiem, żal mi bardzo było. Mnie - przeciwniczce. Minęło kilka lat i jakoś z 4 miesiące temu mąż znowu "podszedł" do zakładania akwa. Tym razem padło na zbiornik holenderski. Jakoś sobie mąż wyedukował, że to będzie tańsze, łatwiejsze, mniej wymagające etc. (taaa......) No dobra, zgodziłam się choć w ogóle nie chciałam. A już zwłaszcza jak pomyślałam o rybkach typu galaxy, neonki, glonojady. No bleee! Staneło więc na tym, że mąż sobie sadzi w akwa jakieś trawki i pierdoły a ja wybieram sobie rybki! Po tych morskich, które posiadałam ciężko było zdecydować się na coś równie pięknego a słodkowodnego. Ale(!) wypatrzyłam! Są! Otóż one - paletki! Mąz oponował, ostrzegał, mówił, że nie dam rady, że zbiornik nie dostosowany ale wiadomo - uparła się baba i koniec :/ Oczywiście coś tam poczytałam o tych dyskowcach ale uznałam - taaa....delikatne, wyamagające - no bez jaj, to tylko ryby. Dwa miesiące po założeniu akwarium pojechałam po paletki. Do hodowcy w Chorzowie. Nabyłam cztery okazy. Początki - rybki płochliwe, chowały się. Po miesiącu trzy pływały swobodnie, czwarta red rose ciągle odizolowana, przestraszona. Nie byłam w stanie ocenić jaką robi kupę i czy w ogóle robi bo nie jadła. Tzn. chęci miała, pokarm pyszczkiem łapała ale za każdym razem go wypluwała. Tydzień siódmy i ósmy - ryba pływała dośc swobodnie, nadal nie jadła, była już mega wychudzona a płetwy z każdym dniem były co raz bardziej wystrzępione. Ogólnie plywająca śmierć, nie mozna było na to patrzeć. Wyczytałam o martwicy płetw, podałam FMC, nic to nie dało. Było mi tak cholernie przykro, że wydzwoniłam chyba wiekszość wetów w Katowicach. Nikt nie chciał przyjąć rybki ani przepisać metronidazolu. Rybę odlowiłam (bez sensu żeby się męczyła) ...i wpadłam w histerię bo nie spodziewałam się, że tak te paletki polubię I gdyby na tym historia się zamknęła byłoby spoko. Ale nie. Mąż niby się nade mną ulitował i powiedział, że rybę mi "odkupi" a nadto weźmie jeszcze jedną. Teść zakłada wielkie akwarium miał ode mnie wziąc 2 paletki. Pojechał luby do innej hodowli kupił melona i kobalta. Katowice, p. Andrzej, pan znany mi m.in z YT. I co zrobiłam ja? Tepa, głupia, przywalona krowa? Aklimatyzowałam cały dzień i wpuściłam nowe nabytki do starych koleżanek. Oj jak było fajnie....Dwa dni siedziałam z łbem pustym przyklejonym do akwa i się jarałam jak sie dziewczyny(?) polubiły. Co było potem to się Państwo domyslają. Około 4 dni temu kolejno;
- 2 stare palety zaczęły pływać przy dnie i pokładać się na boku...jakby zdechły! Do tego żagle całkowicie złozone.
- 1 stara paleta żywa, energiczna ale tylna płetwa zaczęła się strzępić
- 1 nowa paleta jw. tyle, że z mniejszym nasileniem
- 1 nowa - całkowicie zdrowa
Jeść, jadły ale całe były pokryte jakby mgłą. Nalotem. Jedna to jakby gnić zaczęła
Nie wiedziałam co robić, szybko nowe akwarium, ryby odłowiłam i :
Woda 33 stopnie, zasolona (wg. tego co wyczytałam na forach), akwa zaciemnione, mocno napowietrzone, podana tabletka (1 na 100l - tyle ma nowe wakwa) nadmanganianu. I wczoraj w końcu było lepiej. Rybki pływały, jadły, na dwóch mozna było jeszcze zobaczyć białe - mgliste duże naloty - na płetwach. Miałam dzisiaj znowu podac tabletkę. Radzę sobie jak umiem...
Ale(!!!) dzisiaj wstałam a u nas gorzej! Ryby raczej stoją w miejscu, maluuutko jedzą, na dwóch najsłybszych widzę, że nalot powrócił a wręcz jest większy. Wkładam ten pusty łeb niemal do akwarium i mimo, że siedzą schowane za pompką to widzę , że są wysypane białymi nawet nie kulkami....plamami? Oczywiście czytałam o oodinozie ale czy to to? Dlaczego jest gorzej?
Bardzo proszę Państwa o pomoc. Starsznie mi zależy żeby rybki uratować, bardzo żałuje swojego lekkomyslnego postępowania. Nie sądziłam, że tak mocno będzie mi zależeć na nich
W kwestii akwa w którym mieszkały an codzień - 180l, woda RO, co2, no3 w normie. Tak wiem, że odp "norma" Państwa denerwuje ale tym zajmuje się mąż i zawsze biegał za mną i się chwalił z jakimiś pojemniczkami i karteluszkami, że wszystko ma po prostu extra Zresztą przez dwa miesiące wszysto było okey....Zmieniło sie po zakupie dwóch nowych paletek. Z czego powtórzę jedna niemal zdrowa.
Załzcam zdj rybek po zakupie,, teraz nie jestem w stanie zrobić nowego :/
Za wszelkie wskazówki dziękuję!